Seria „Wiem, co jem!” została przygotowana w bardzo ciekawy sposób, ponieważ każda część opisuje inny rodzaj pokarmu. Były już warzywa (Pomidory), słodycze (Czekolada), produkty przygotowywane przez owady (Miód), a także pokarmy robione z mąki – obiadowe (Makaron) i śniadaniowe (Chlebek). Dziś przyszła pora na owoce, przed wami recenzja książki Wiem, co jem! Banany Anne-Claire Lévêque i Nicolasa Gouny’ego.
Historia bananów zaczyna się w Azji przeszło siedemset tysięcy lat temu. Dzikie owoce pełne były jednak pestek, dlatego nie zyskały zbyt wielkiej popularności. Ale od czego jest nauka! Botanicy skrzyżowali dwie różne odmiany i uzyskali takie banany, jakie znamy dziś.
Z lektury książki możemy poznać wszystkie szczegóły dotyczące drogi tych owoców z plantacji do naszych domów. Bananowce potrzebują specjalnych warunków do rozwoju, przez co uprawia się je głównie na półkuli południowej. Przy sprzyjającej pogodzie rośliny te rosną wyjątkowo szybko, a owoce pojawiają się przez cały rok. Są to bardzo ciekawe informacje, jednak czegoś mi w tej książce zabrakło.
Może to przez to, że te owoce nie interesują mnie jakoś szczególnie. A może chodzi o to, że autorzy pokazują zbyt mało rzeczy poza drogą bananów do naszych domów. Mamy co prawda wskazane, że istnieją różne odmiany tych owoców (takie jak: Cvendish, Banan figowy, Różowy Banan, Pisang lilin) i że nie wszystkie z nich są słodkie, ale brakowało mi informacji o tym, że ciężko je dostać w Europie. Ja na przykład bardzo lubię różowe banany, ale udało mi się je kupić jedynie kilka razy.
Zabrakło mi też większej ilości informacji o witaminach oraz o sposobach przetwarzania tych owoców – na soki, ciasta, naleśniki. To wszystko jest wspomniane tylko w zakończeniu, które jest moją ulubioną częścią książki. Zdecydowanie można by to wszystko rozbudować. Jest to też jedyna część, w której są błędy językowe.
Oczywiście na plus można książce policzyć formę edukacyjną, ale tym razem niewiele możemy z tym zrobić.
Z książki dowiadujemy się, że poza owocami z dużych plantacji możemy kupić banany bio. Przeczytamy w niej także, że naukowcy pracują nad stworzeniem odmiany odpornej na choroby. Chociaż nie wiem, czy to jest tak do końca dobre, w końcu to mocna ingerencja w naturę. Informacja o tym, że na Karaibach nie wszędzie można łowić ryby z powodu zanieczyszczenia rzek pestycydami stosowanymi na plantacjach bananów, niezbyt zainteresowała moje dzieci.
Muszę niestety przyznać, że Wiem, co jem! Banany to, moim zdaniem, najsłabsza część serii. W przeciwieństwie do innych zupełnie mnie nie porwała. Chociaż i tak zachęcam do zapoznania się z nią i ze wszystkimi innymi. Chlebkiem, Czekoladą, Pomidorami, Makaronem i, przede wszystkim, Miodem. Któraś z nich na pewno was zachwyci.
Recenzję napisałam dla portalu Mądre Książki. Zajrzyjcie do nich koniecznie, jeśli szukacie wartościowych pozycji dla dzieci i dorosłych.
Pingback: „Wiem, co jem! Miód” – Françoise Laurent, Nicolas Gouny - Pracownia muz