„Kraina traw” – Terry Gilliam

Najnowszy film Terry’ego Gilliama Kraina traw to ekranizacja powieści Mitcha Cullina. Książka ta nie jest ani bajką dla dzieci, ani zwyczajną powieścią. To baśń, która opowiada o okrutnym świecie widzianym oczyma małej dziewczynki. Jedenastoletnia Jeliza-Rose po śmierci rodziców zostaje zupełnie sama w zrujnowanym domu gdzieś na odludziu.

Narratorką powieści Kraina traw, która przenosi czytelnika w świat swoich fantazji, jest wspomniana już Jelisa-Rose. Ma ona bardzo rozwiniętą wyobraźnię, ponieważ całe życie musiała sama się sobą zajmować. Jej rodzice byli albo pijani, albo pod wpływem narkotyków, więc nie interesowali się wychowaniem swojego dziecka.

Dziewczynka nadaje imiona świetlikom, rozmawia z główkami lalek Barbie i często udaje, że jest kimś innym. Śmierć matki nie przeraża jej, lecz cieszy, i staje się pretekstem do wyruszenia w podróż. Jednak gdy traci także ojca, nie chce w to uwierzyć i przez cały czas traktuje go, jakby wciąż żył. Przytula się do niego i opowiada o nowych przyjaciołach.

Wydaną w 2000 roku Krainę traw słusznie nazywa się gotycką Alicją w Krainie Czarów, ponieważ Mitch Cullin często nawiązuje do tej książki. Jeliza-Rose czyta ją bez przerwy, a czasem wyobraża sobie, że jest Alicją. Podobieństwa między tymi dwiema opowieściami znaleźć można także na poziomie samej fabuły. Obie dziewczynki podążają za małym zwierzątkiem i odnajdują drzwiczki do innego świata. Dla Jelisy-Rose przewodnikiem stała się wiewiórka, dzięki której dziewczynka dotarła na strych.

Gotyckość tej opowieści przejawia się w wyglądzie świata przedstawionego oraz w poznanych przez bohaterkę ludziach. Powieść przesycona jest aurą tajemniczości i śmierci. Dom, do którego wprowadza się z ojcem, znajduje się pośrodku niczego. Ich jedynymi sąsiadami są Dickens i Dell, których wygląd raczej przeraża, niż wzbudza sympatię. Kiedy Jeliza widzi Dell po raz pierwszy, bierze ją za ducha, lecz po bliższym poznaniu kobieta wcale nie okazuje się sympatyczniejsza.

Terry Gilliam postanowił zabrać nas do tego magicznego świata, w którym wyobraźnia miesza się z rzeczywistością. Wybór tej właśnie opowieści jest nieprzypadkowy, ponieważ Gilliam już wcześniej kręcił filmy, w których granice realności i magii były ledwie zarysowane.

Najnowsze dzieło Gilliama zostało uznane za obraz zbyt brutalny i dziwaczny. Reżyser broni się jednak twierdzeniem, że dorośli nie są w stanie go pojąć, ponieważ całość historii opowiedziana jest z punktu widzenia małej dziewczynki. To właśnie wczucie się w osobę dziecka pozwala zrozumieć i docenić ten obraz. Ze swojej strony chciałabym jeszcze dodać, iż to przecież jest baśń. A one mają już to do siebie, że są pełne magicznych stworów i zaczarowanych miejsc, nie zawsze dla dzieci przyjaznych.

Osobiście przepadam za kinem, które oferuje coś więcej niż szarą i smutną rzeczywistość, więc postanowiłam wybrać się w podróż po magicznej Krainie traw i razem z Jelizą-Rose odkryć jej tajemnice.

Główna bohaterka grana jest przez młodziutką Jodelle Ferland. Aktorka tak znakomicie wcieliła się w swoją postać, że momentami ma się wrażenie, iż ona naprawdę jest Jelizą. Relacje, jakie łączą dziewczynkę z rodzicami, zostały ukazane na zasadzie kontrastu. Jej matka (Jennifer Tilly) pokazana została w karykaturalny sposób. Jest gruba, potargana i wiecznie obżera się czekoladą. Nie ukrywa swojej pogardy do córki i często krzyczy na nią swoim piskliwym głosikiem. Jeliza-Rose nie przepada za nią, za to kocha ojca (Jeff Bridges), którego największym marzeniem jest podróż do Jutlandii.

Niestety jak większość planów dorosłych i ten nie dochodzi do skutku. Po śmierci matki wyjeżdżają, ale nie do Danii, tylko do Teksasu i wprowadzają się do zrujnowanego domu gdzieś na pustkowiu. Wyostrzona kolorystyka sprawia, że miejsce staje się przestrzenią magiczną, a falujące łany sorga zmieniają się w ocean.

Ojciec Jelizy po przyjęciu narkotyków często zapadał w pewnego rodzaju letarg, podczas którego prawie się nie poruszał. Nazywał to „wyjazdem na wakacje” i twierdził, że to jedyny sposób, aby mieć sny. To właśnie z powodu tych „wyjazdów” dziewczynka nie przejęła się zbytnio, gdy jej tata nie dawał znaku życia przez wiele godzin.

 Podczas oglądania Krainy traw pojawia się też skojarzenie z Chłopakiem rzeźnika Neila Jordana. Scena, w której dziewczynka odgania muchy od ciała swojego ojca, wygląda podobnie jak u Jordana.

W swoim wcześniejszym filmie – Las Vegas parano – Gilliam również pokazał świat jako narkotyczną wizję. Rzeczywistość widziana oczyma bohaterów była dziwaczna i pokręcona, jednak nie za sprawą wyobraźni, ale używek. To właśnie różni dorosłych od dzieci, one nie potrzebują niczego, aby przenieść się do nierealnego świata. Jeliza opowiada o nowym przyjacielu słowami: Nurkuje głęboko, aż do miejsca, gdzie powstają sny. Wędruje po samotnych brzegach pokrytych marzeniami i nadziejami. Moim zdaniem, opis ten jest najlepszą charakterystyką głównej bohaterki.

Jeliza-Rose, uciekając przed brutalną rzeczywistością, szuka azylu w wyobraźni i fantazji. Dziewczynka nie chce i nie potrafi zrozumieć normalnego świata, dlatego też tworzy sobie alternatywne rzeczywistości, które doskonale ze sobą współgrają. Jak każde dziecko jest naiwna i nie zdaje sobie sprawy z czyhających niebezpieczeństw, a jedyne, czego się boi, to potwór z bagien.

Gotycki klimat powieści został oddany poprzez postać wspomnianej już przeze mnie Dell (Janet McTeer). Początkowo jawi się ona jako tajemnicza kobieta w czerni, którą dziewczynka bierze za ducha. Także miejsce jej zamieszkania przypomina raczej siedzibę rodziny Addamsów niż normalny dom. Niektóre ujęcia przywodzą na myśl filmy Tima Burtona, a rosnące w ogrodzie dynie kojarzą się z amerykańskim świętem duchów – Halloween.

Jedynymi przyjaciółkami i powierniczkami Jelizy-Rose są główki jej lalek. Każda z nich ma inny charakter, a nawet charakterek. Dziewczynka traktuje je jak żywe osoby i ich ustami wypowiada swoje własne myśli. Dzięki temu może wcielić się w różne postacie. Razem z nimi zwiedza kolejne pomieszczenia, które w jej wyobraźni urastają do rangi całych światów.

Jednym z nich jest strych, na który Jeliza trafia za pośrednictwem małych drzwiczek. Znajduje tam mnóstwo starych pudeł i kufrów. Od razu przychodzi jej na myśl, że są one pełne skarbów, i postanawia jeden z nich otworzyć. Jednak, gdy wyobraża sobie, że w skrzyni mógłby znajdować się trup, widzimy wypadające z niego zwłoki, które po chwili okazują się zwykłymi ubraniami. Gilliam w znakomity sposób, pokazał, jak magiczne może być dla dziecka zwykłe pudło na ubrania. Dziewczynka wczołguje się do niego i idzie dłuższy czas przed siebie, choć dorosły widz wie, że jest to fizycznie niemożliwe.

Tak samo jak w powieści, bardzo ważne jest nawiązanie do Alicji w Krainie Czarów. Już na początku filmu słyszymy głos bohaterki czytającej fragment Alicji… mówiący o spadaniu. Motyw ten będzie się przewijał przez większość obrazu. Do króliczej nory wpadnie jedna z jej przyjaciółek, a w pewnym momencie dziewczynce będzie się wydawało, że to ona jest Alicją i że spada w głąb tej nory.

Jednak nie tylko ona żyje w wyimaginowanym świecie. Dell zajmuje się mumifikowaniem zwierząt i twierdzi, że w ten sposób daje im nowe życie. Natomiast jej chory umysłowo brat Dickens (Brendan Fletcher) wierzy gorąco w to, że jego misją jest pokonanie złego rekina-potwora.

Film Gilliama jest niezwykły, już od pierwszych chwil zachwyciłam się baśniową oprawą i zatraciłam poczucie, że to tylko iluzja. Przez cały seans nie doświadczymy żadnego ujęcia pod kątem prostym, a szybkie zbliżenia i dynamizm kamery nadają obrazowi surrealistycznego charakteru. Niemal natychmiast opuściłam ciemną kinową salę i przeniosłam się do magicznej krainy wykreowanej przez reżysera. Świetne zdjęcia sprawiają, iż bez problemu udaje nam się wejść w świat wyobrażeń Jelizy. Razem z nią pływamy w oceanie traw, zwiedzamy tajemne pomieszczenia i uciekamy przed potworem z bagien.

Polecam obejrzenie tego obrazu tym, którzy wciąż wierzą we wróżki i pragną znów poczuć się jak małe dziecko, dla którego każde miejsce jest innym światem, a zwykła lalka najlepszą przyjaciółką.

Tekst oryginalnie napisałam w 2008 roku dla portalu filmweb.

Alicja

Zajmuję się redakcją, korektą oraz recenzjami wewnętrznymi. Poprawiam głównie beletrystykę oraz teksty publicystyczne z dziedziny kultury i sztuki. Współpracuję zarówno z wydawnictwami, jak i osobami prywatnymi. W wolnych chwilach czytam książki, oglądam filmy oraz gram w planszówki.

Dodaj komentarz