Anna S. Cichosz jest autorką książki Ziemia winowajców. Serdecznie zapraszam na wywiad, którego mi udzieliła.
Niedługo wydasz swoją debiutancką powieść Ziemia winowajców, czy możesz nam o niej trochę opowiedzieć?
Jest to powieść o walce. Walce na wielu różnych płaszczyznach. Nie chodzi jedynie o próbę przeżycia w skrajnie niebezpiecznych warunkach. To jedna walka – ta fizyczna ze swoim własnym organizmem oraz z ludźmi, którzy w tej książce zazwyczaj nie mają przyjaznych zamiarów wobec bohaterki.
Miejscem akcji jest więzienie w średniowiecznym klimacie, dlatego głównym trzonem opowieści jest motyw moralności – pojedynek między etyką i jej brakiem. Interesuje mnie, gdzie leży w człowieku granica, którą jest w stanie przekroczyć postawiony pod ścianą. Czy prawidłowo ukształtowane sumienie oprze się każdej pokusie, nawet gdy w grę wchodzi instynkt przetrwania? Czy ekstremalne warunki zmienią każdego? Takie pytania stawiam w książce, oczywiście między wierszami, za pośrednictwem wydarzeń i dialogów.
W twojej książce dużo się dzieje, jednak największy nacisk położyłaś na psychologię postaci. Czy od początku miałaś taki zamysł? Muszę przyznać, że bardzo mi się to spodobało.
Mocno to zaznaczamy, ale chyba warto podkreślić, że to nie jest rozprawa psychologiczna i nie należy się tego obawiać. Tak jak stwierdziłaś: w książce dzieje się naprawdę dużo. Wszelkie rozmyślania bohaterów jedynie korespondują z akcją i wynikają z fabuły. Używam tu sformułowania „powieść psychologiczna” jako pewnego uproszczenia. I faktycznie od samego początku zamierzałam właśnie w ten sposób poprowadzić książkę. Od razu chciałam opowiedzieć pewną historię, w której wydarzenia będą jedynie narzędziem do pokazania przemian bohaterów i tego, jak radzą albo właśnie NIE RADZĄ sobie ze swoim życiem i osobowością.
Skąd czerpałaś inspirację, kreując swój świat i bohaterów?
Ziemia winowajców, jak wiele pozycji przed nią, ma swoje korzenie w fanfiction. Jestem graczem (lub graczką jak kto woli) i sporo czasu spędziłam w wirtualnym świecie Gothica – gry z początku tego wieku. Zaczęłam pisać swoją historię osadzoną w tym uniwersum, a po kilku latach przeobrażeń projektu ruszyłam od nowa, tym razem w autorskim świecie (choć mocno inspirowanym growym pierwowzorem). Zawsze uważałam, że najlepiej pisać o tym, o czym ma się jakieś pojęcie, dlatego poruszam te kwestie, które w jakiś sposób są mi bliskie. Zatem moi bohaterowie borykają się z problemami natury moralnej i osobowościowej, bo są to tematy, w których się nieco orientuję oraz mam sporo przemyśleń i własnych dylematów. Podobnie jest ze światem, który stylizowany jest na czasy naszego europejskiego średniowiecza. Jestem fanką tego okresu historycznego i staram się urealnić zasady rządzące moim uniwersum. Zdarzało się zatem, że inspiracją dla jakiegoś elementu fabularnego była chociażby informacja z artykułu historycznego, który akurat przeczytałam.
Jak byś określiła gatunek swojej książki?
Mam z tym problem, ponieważ wydaje mi się, że jednoznaczne określenie Ziemi winowajców jako książki fantasy może zakłamać jej obraz w oczach odbiorców. Rzeczy nadnaturalnych jest u mnie jak na lekarstwo i to nie one są najważniejsze. Wręcz spycham je na margines. Sama myślę o tej książce jako o „psychologicznym fantasy akcji” i zdaje się, że w jednej recenzji też padło takie określenie.
Twoja książka liczy aż 706 stron to sporo jak na debiut. Nie myślałaś, aby podzielić ją na tomy?
W zasadzie na każdym etapie wydania słyszałam takie sugestie od różnych osób z branży. Ja jednak miałam konkretny pomysł na tę książkę, pewną skrystalizowaną już wizję – wiedziałam, co chcę w niej opowiedzieć, jakie przemiany pokazać. Gdybym podzieliła Ziemię na dwa tomy, wydźwięk, na którym mi zależało, by się zatarł. Specjalnie pewne wątki ciągną się w tle przez całą powieść i pokazują to, w jaki sposób tytułowa ziemia winowajców działa na bohaterkę. Uparłam się zatem w tej kwestii i nie żałuję, chociaż oczywiście pod względem finansowym zupełnie się to nie opłacało. Cóż… nigdy „nie umiałam w biznesy”. Zbytnia idealistka ze mnie.
Masz bardzo intrygującą okładkę, czy to był Twój pomysł?
Dziękuję. Zamysł okładki to faktycznie moja wizja, ale zrealizowana fenomenalnie przez Katarzynę Druszcz. To ona nadała jej klimat, o który chodziło. Bardzo zależało mi na tym, aby okładka wyrażała bardziej pewną ideę niż konkretną scenę z książki. Jestem z wykształcenia plastyczką i historyczką sztuki, dlatego od początku wiedziałam, że moja okładka musi być sama w sobie artystyczna. Stąd sięgnięcie po technikę rysunkową. Myślę, że udało nam się tą grafiką oddać zarówno klimat, jak i ekspresyjność książki, a przecież o to chodzi w okładkach.
Wydajesz swoją książkę jako self-publisher. Dlaczego?
Chciałabym napisać, że była to poważna i przemyślana decyzja, poparta moją szeroką znajomością branży i pewnością siebie na rynku wydawniczym. Niestety branży owej uczyłam się, dopiero gdy zaczęłam wydanie. Tak naprawdę decyzja o self-publishingu wynikła z bardzo silnej cechy charakteru, jaką posiadam – ja wszystko lubię zrobić sama. Jestem perfekcjonistką, gdy chodzi o projekty, za które się zabieram. Dopiero od niedawna zaczęłam odrobinę z tym walczyć. To jeden powód. A drugi jest nieco bardziej emocjonalny. Ziemię winowajców pisałam przez kilka lat. Jest to najważniejszy dla mnie twór. Mówi się, że przy pierwszym dziecku rodzice upamiętniają każdy etap rozwoju, widzą, jak każdy tydzień przynosi nową umiejętność, nowe słowo. Dla mnie ten debiut jest właśnie jak pierwsze dziecko – ekscytuję się nim, czuję stres, czy sobie poradzę, cieszę się każdym kolejnym dniem bliżej premiery i nie chcę stracić ani chwili z tego czasu, który mam na dopieszczenie go przed wydaniem. Dlatego nie chciałam oddawać tego w inne ręce, ale sama przeżyć każdy z tych elementów i widzieć, jak projekt ewoluuje.
Ile to wszystko trwało?
W kwietniu zachorowaliśmy z mężem i dość długo byliśmy na kwarantannie. To właśnie wtedy, chyba już z nudów i gorączki, wpadłam na szalony pomysł, żeby oddać mój prawie skończony tekst Ziemi winowajców do redakcji. To trochę jak naciśnięcie wielkiego, mrugającego czerwonego guzika i czekanie, co się wydarzy. No cóż… wydarzyło się sporo. Ten jeden krok uruchomił lawinę wydawniczą i tak nieustannie bez żadnej przerwy trwa ten proces już siedem miesięcy.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze: kreacja postaci, wymyślenie świata, znalezienie dobrej drukarni czy jeszcze coś innego?
Stanowczo najtrudniejsze dla mnie i najbardziej stresujące były wszystkie kwestie formalne i wydawnicze. Jak wspomniałam, musiałam uczyć się tego na żywym organizmie, zatem niepewności było niemało. W samym pisaniu mogłabym powiedzieć tylko o jednym problemie. Czasami potrafiłam utknąć nad jakimś fragmentem i głowić się, jak lepiej, sensowniej doprowadzić bohaterkę z punktu A do punktu B, który był moim zamiarem. Ja sama bardzo nie lubię, kiedy zachowania postaci w książkach są nielogiczne i „na siłę”, aby tylko łatwo wytłumaczyć jakiś zwrot fabularny. Unikam tego u siebie jak ognia, dlatego wiele wątków poprawiałam po kilka razy, żeby czytelnikowi nie wciskać leniwych rozwiązań.
Co teraz czujesz, kiedy Twoja książka czeka już na premierę?
Jeszcze to do mnie nie dociera. Na razie pochłaniają mnie ostatnie sprawy wydawnicze. Spytaj mnie w dniu premiery. Odpowiem Ci z łezką w oku i lampką szampana w ręce. Tylko najpierw odeśpię te siedem miesięcy.
Co byś doradziła innym debiutantom?
Nie lubię dawać rad w tematach, na których się nie znam. Ja się trzymałam swojej wizji na tę książkę i niewiele zmieniłam pod wpływem namów specjalistów. Ale nie powiem debiutantom: nie słuchajcie rad, trzymajcie się swojego. Moje zachowanie zostanie zweryfikowane i dopiero się okaże, czy się ono sprawdzi.
Niedawno mój znajomy prosił mnie o pomoc w pisaniu jego debiutu. Powiedziałam mu wtedy: „Ja nie umiem pisać książek. Ja umiem napisać tę jedną książkę, którą teraz wydaję”. Jeśli kiedyś wydam z sukcesem kilka pozycji, to wtedy może pokuszę się o jakieś rady.
Pozwolę sobie odrobinę zmienić temat: co jeszcze cię pasjonuje poza pisaniem? Czym zajmujesz się na co dzień?
Od lat ściśle związana jestem z muzyką i na razie nie zanosi się, bym zakończyła tę znajomość. Gram i śpiewam, ale to, co mnie najbardziej interesuje, to tworzenie. Tworzę zatem, pisząc własne utwory i aranżacje gotowych piosenek oraz dyrygując chórem. Lubię gestem i uwagami poprowadzić interpretację, wydobyć odpowiednie akcenty i niuanse danego utworu. Jest to twórcze o tyle, że każdy dyrygent ma inną wrażliwość, zatem może poprowadzić zespół nieco inaczej. Dla mnie muzyka podczas koncertu w pewnym sensie staje się ciągle na nowo.
Jak udaje Ci się pogodzić muzykę i pisanie?
Mam najlepszego męża na świecie, który bardzo mnie wspiera w rozwoju zainteresowań. To ogromnie ułatwia sprawę, gdy ma się takiego wiernego kibica dla swoich poczynań. A dodatkowo mam chyba jakąś usterkę w systemie regeneracji mojego organizmu. Zupełnie nie umiem odpoczywać. To zdolność, której jeszcze nie opanowałam, ale już zaczynam powoli o to walczyć. „Walczyć o siebie i ze sobą” – jak mówi jedno z haseł reklamowych Ziemi winowajców.
Jakie masz plany na przyszłość? Napiszesz zupełnie nową powieść czy może kontynuację swojego debiutu?
Na razie skupiam się na tym jednym cyklu. Zaczęłam już pisać drugą część, a w planach mam co najmniej cztery, choć coraz mocniej klaruje się fabuła dla ewentualnej piątki. Cały czas pojawiają się pomysły na inne książki. Nauczyłam się jednak, że nie zaczynam pisać, dopóki nie mam zamysłu całości. Jestem raczej z tej grupy pisarzy, która sobie wszystko rozplanowuje. Plik z samymi notatkami do Ziemi winowajców ma 20 stron A4. Bez względu jednak na to, co napiszę, na pewno nie będzie to się już kurzyło w szufladzie.
Na swojej stronie Anna S. Cichosz umieściła obszerne fragmenty zarówno w formacie audio, jak i PDF.
Książka Ziemia winowajców miała swoją premierę 19 listopada 2021 roku.
Zapraszam was do zapoznania się z moją recenzją.
Pingback: „Dziennik ambiwertyczki” – Anna Cichosz - Pracownia muz
Pingback: „Ziemia winowajców” – Anna S. Cichosz - Pracownia muz